Pani Zosi właściwie nie znałam. Raz może rozmawiałam z nią w kancelarii. Dużo mówiła o niej s. Ewa i może dlatego jakoś zawsze ją lubiłam. Jednak te dwa dni przez które miałyśmy łaskę odwiedzać panią Zosię i opiekować się nią, dały mi chyba więcej niż gdybym ją znała 30 lat. Były to dla mnie jedne z najważniejszych chwil, które do tej pory przeżyłam, prawdziwe rekolekcje (zwłaszcza w dzień śmierci), bo dzięki pani Zosi Pan Jezus po raz kolejny pokazał mi moją słabość i brak zaufania Opatrzności Bożej. Szczerze mówiąc, kiedy dowiedziałam się, że będziemy chodziły do pani Zosi nie byłam zadowolona, bo to kolejny obowiązek, zastanawiałam się jak to będzie, czy damy radę? Typowe ludzkie, egoistyczne myślenie! Jednak kiedy w sobotę rano po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczyłam panią Zosię zupełnie zmienioną, zniszczoną chorobą to aż mi się serce ścisnęło. Był to po prostu obraz Chrystusa cierpiącego i wołającego o pomoc, a ja chciałam Mu tej pomocy odmówić. Od razu pokochałam panią Zosię i teraz z kolei zaczęłam się martwić jak to będzie, kiedy faktycznie nie będziemy mogły przyjść do niej. Ale Pan Bóg miał swój plan!
Kiedy opiekowałyśmy się panią Zosią ona zgadzała się na wszystko. Mówiła, że teraz my rządzimy. Na nic nie narzekała i była ogromnie wdzięczna. Mogła ruszać tylko prawą ręka, ale potrafiła wyrazić nią wszystko: i smutek i radość i wdzięczność, przesyłała nam również buziaki- kochana ta pani Zosia. Cieszyła się, że jest w domu, mówiła, że w szpitalu nigdy by tak nie miała, i że zajmuje nam tyle czasu. W niedzielę rano jeszcze z nami rozmawiała, ale już około południa zaczęła powoli oddawać swoją duszę Panu. Wraz z rodziną i przyjaciółmi pani Zosi oraz księżmi modliliśmy się przy jej łóżku, ale ona czekała jeszcze na coś, na kogoś! Ok. 18.00 przyszedł Ksiądz Proboszcz i w czasie modlitwy różańcowej pani Zosia otworzyła oczy, spojrzała na nas wszystkich, lekko uśmiechnęła się, potem zamknęła oczy i za chwilę już była w ramionach Pana. To był trudny i bolesny moment, ale też niezwykle piękny. Wszyscy płakali.
Przez to wydarzenie Pan Bóg powiedział mi: „A widzisz, po co się tak martwiłaś, dlaczego nie chciałaś Mi pomóc? Przecież ja nie daję więcej niż zdołacie unieść. Ja miałem swój plan. Ale ty myślałaś po ludzku..”
Tak, to była prawdziwa lekcja pokory. Pan Bóg wszystko zaplanował. Przyjazd pani Zosi do domu, chwile z nią spędzone i jej śmierć w niedzielę. To wszystko było w Jego zamyśle. Zabrał panią Zosię do siebie w odpowiednim momencie.
Myślę również, ze opieka nad chorym w terminalnym stanie choroby jest szczególnie ważna, może nawet najważniejsza. To wielka łaska od Boga, że dane nam było ją sprawować.
Wierzę, że pani Zosia wyprasza nam teraz łaski u Pana Boga, że powiedziała Mu, że bardzo Go kochamy, ale przez ludzką słabość nie wychodzi nam wiele rzeczy.
Dzięki Ci Pani Zosieńko!
Chwała Panu!!!
Siostra Olga