Parafia św. Jadwigi w Chorzowie

Spodobało się Bogu zbawić ludzi nie inaczej jak tylko we wspólnocie…

Aktualności Blog Farorza

Pielgrzymi nadziei – Meksyk 2025 (3)

Dzień 3 – 19.02.2025

W trzeci dzień jedziemy do Valle de Bravo. Wita nas deszcz i niżowa pogoda. Zanim wyjedziemy z Meksyku miasta (niesłychanie zatłoczone) rano zdążymy odmówić jutrznię i zaśpiewać Godzinki. Potem gawędę rozpoczyna nasz przewodnik Kordian. W Meksyku jest 40 wulkanów. Teren jest sejsmiczny, podatny na trzęsienia ziemi. Dolina Meksyku miasta jest otoczona górami. Meksyk jest na wys. 2300 m,  a my wyjeżdżając z niego ciągle się wspinamy (w chwili gdy piszę te słowa jesteśmy na wysokości 3 100 m n.p.m.). Przed chwilą minęliśmy swego rodzaju rampę dla rozpędzonych tirów. Jest oznaczona szeroką białoczerwoną szachownicą za którą jest prowadzący nieco w górę kawałek drogi pokryty żwirem. Tir, któremu  wysiadły hamulce ma szansę wyhamować na tej „rampie”. Pada deszcz choć jest teraz pora sucha. Deszczów w ogóle w Meksyku jest dość sporo, to jednak miasto boryka się z potężnymi brakami wody. Wczoraj pod nasz hotel zajechała cysterna, by uzupełnić hotelowe zbiorniki. Dlaczego więc ludzie się tu osiedlają? Bo tereny wokół wulkanów są bardzo żyzne. Przypomina mi się Sycylia z Etną Na zboczach Etny produkuje się 80 % włoskiej produkcji orzeszków pistacjowych – tam są najlepsze plony. Podobnie gdy chodzi o cytrusy. Miasto Meksyk to wzgórza oblepione zabudowaniami, stąd pomysł kolejki jako środka komunikacji publicznej.

Częstuję w autobusie gorzką czekoladą, bo Kordian puszcza nam ciekawą historię Azteków i ich wysokiej cywilizacji. Ziarna kakaowca odgrywały w kulturze Azteków bardzo dużą rolę. Ziarna były nawet środkiem płatniczym, walutą (Aztekowie nie mieli monet, handel był wymienny). Złoto było bardzo cenione. Nazwa złoto w języku azteckim to „odchody bogów”.  Aztekowie wytworzyli specjalny sposób wytwarzania napoju z czekolady bez cukru, którą spożywano na zimno. Hiszpanie, którzy opanowali Meksyk w XVI wieku dodali do azteckiego napoju cukier i wanilię i  przenieśli ten sposób do Europy. Do dzisiaj w Modice na Sycylii kultywuje się ten zwyczaj. Barista w Modice na Sycylii zdziwił się, gdy poprosiłem o gorącą czekoladę. Poczęstował mnie czekolada płynną na zimno. Słuchamy dalej interesujących refleksji o Aztekach. Ożywiamy się z ks. Piotrem na garść informacji o zwyczajach w zakresie napojów wyskokowych. Byli rodzimi mieszkańcy Meksyku bardzo wstrzemięźliwi. Upicie się przed 60 rokiem życia było karane śmiercią. Pozwalano na spożycie do czterech kubków pulque (wódki z soku agawy). Jeśli ktoś spożył 5 było to bardzo niedobrze przyjęte. Psy to osobny temat. Charakterystyczne dla Meksyku jest rasa psów bez sierści. Psy spożywano, a także składano w ofierze wraz z ludźmi (aby im towarzyszyły w zaświatach). Do dzisiaj psy chodzą niemal wszędzie, łącznie z kościołami i sanktuariami, łącznie z tym w Guadalupe. Ciekawa jest też troska o czystość. Tysiąc ludzi w Tenotchitlan w czasach Azteków dbało o czystość miasta. Na marginesie – dbałość o czystość jest wyjątkową cechą Meksykańczyków do dzisiaj – miasta są czyste. Popularne są mobilne punkty śmieciowe – jak to żartobliwe nazwał Kordian. Starsi ludzie wożą kubły na kółkach i sprzątają określony kawałek ulicy, parku czy skweru. Coś sobie dorobią, mają trochę ruchu. Same korzyści. Do tej pory nie widziałem śmieci na ulicach, jak to bywa często u nas. Aztekowie dbali o czystość na zewnątrz i czystość samych siebie.     Codziennie brano kąpiel (władcy – np. Montezuma II,  który witał Cortesa w 1519 roku – nawet 4 razy dziennie). W tym samym czasie u nas ewenementem był król  Władysław Jagiełło, który brał kąpiel raz w tygodniu. Aztekowie żywili się kukurydzą i fasolą. Jadali mało mięsa. Co robili wojownicy w czasie gdy nie było wojny. Pisali wiersze. Tworzenie poezji było bardzo w cenie i nie należało do jakiejś elity.

Jedziemy do Doliny Motyli Monarcha. Ściśle biorąc to sanktuarium tych motyli wędrownych (hiszpańska nazwa Santuario Mariposa Monarca).  Polska nazwa to także danaid wędrowny. Wystepuje od Argentyny po Kanadę. Motyle te żyją bardzo krótko – 4 tygodnie. Ok. 1 % motyli to pokolenie zimujące i zyją dłużej – do 8 miesięcy. Ich wędrówka trwa pół roku, więc te które rozpoczynają nie są w stanie skończyć tej wędrówki. Jak Izraelici po wyjściu z Egiptu wędrowali 40 lat, bo musiało wymrzeć pokolenie niewolników, którzy wyszli z Egiptu. Kordian mieszka na stałe w stanie Ilionois (dalsze przedmieścia Chicago). Zaangażował  się w amerykańskie stowarzyszenie ochrony środowiska –  mające na celu ochronę trawników, co chroni także motyle odgrywające istotną rolę w zapylaniu i całej biosferze. Wywalczyli,  że 10 % trawników każdego parku w ich rejonie nie jest koszone. Maniakalne, amerykańskie czynienie sobie ziemi poddanej (patrz pomysły Trumpa odnośnie do Grenlandii i Kanady) powoduje, że powszechnie trawniki są koszone dokładnie, regularnie, bo chodzi o bezpieczeństwo, żeby nie było insektów, jakiegoś jeża czy węża. Można kosić trawniki tylko we wtorek do południa. Inny termin nie jest możliwy, bo zakłóca odpoczynek sąsiadom. Są  kary za niekoszenie i koszenie w niewłaściwym czasie. Kordian wraz z  członkami stowarzyszenia podzielił ogródek na 3 części – jedna nie jest koszona, druga to warzywniak, a trzecią kosi. Motyle zaczynają się pojawiać na łące i zaczynają się pojawiać węże  Gartner (jak nasz zaskroniec), które  odstraszają skunksy i in. zwierzęta. Płot wg przepisów może mieć tylko 123 cm ani cm więcej. W ogóle Kordian „zakazał” nam narzekać na polskie urzędy. To czego doświadcza w Stanach jest nieporównywalne z tym, co jest u nas. Opieszałość, drobiazgowość, odwlekanie spraw są na porządku dziennym. Stowarzyszenie, którego jest aktywnym członkiem stara się przywracać równowagę ekologiczną prerii amerykańskiej. W sąsiednim stanie walczą o to, by farmerzy uprawiający kukurydzę przynajmniej klika stóp na brzegu pola zostawili na łąkę. W Stanach są firmy, które udostępniają tiry z pszczołami by mogły zapylać rośliny. Motyle także zapylają, jak pszczoły. Kokony motyli rozwijają się  na roślinach, które są chwastami ( liście stanowią pokarm).  Motyle wędrują 3 tys. km. Dlatego potrzebują współpracy. Motyl rodzi się w Meksyku. Skąd wiedza gdzie lecieć?. A dolatują z powrotem po 3 tys. km w to samo miejsce  Dolatują dokładnie w to samo miejsce, ale to są – mówiąc językiem naszych rodzin – ich „prapraprapwnuki”.  Aztekowie uważali,  że to dusze wojowników i tych co byli złożeni na ołtarzach ofiarnych (jeńców, niewolników, ale i Azteków, którzy sami, dobrowolnie zgłaszali się na ofiarę).   Wracają do Meksyku mniej więcej na 1 listopada. Liturgia Kościoła jakby wchodziła  w tradycję przyrody. W ogóle w Meksyku jest wręcz kult śmierci. . Nawet czczą niektórzy „Panią Śmierć”. 1 listopada to  Fiesta del Muerte. Najważniejsze święto. Nie Wielkanoc, nie Boże Narodzenie, ale Fiesta del Muerte – Święto Śmierci. Związane jest to z wiarą w życie pozagrobowe.

Sama wędrówka piesza do kolonii motyli trwa ok. 2 godzin, różnica wzniesień ok. 800 m. Na szczycie „doliny” to wysokość 3200 m n.p.m. Kolonie motyli są tylko na wysokości powyżej 3000 m. Trzeba częściej niż gdzie indziej odpoczywać, bo trzeba dostosować swój organizm do wysokości (tętno jest wyższe, wzrasta ciśnienie krwi). Niektóre ze starszych osób przeszły tylko część trasy z tego względu. W wokół dziewiczy las. W poszyciu kolorowe kwiatki. Olbrzymie sosny porośnięte mchem. Kiedy motyle „oblepią” drzewo  jest ono w stanie przewrócić się pod ich ciężarem, zwłaszcza stare, spróchniałe. Tropimy motyle, ale nie jest to czas ich intensywnej obecności. Spotykamy pojedyncze osobniki, siedzące na ziemi, będące w swego rodzaju hibernacji. Tylko Hani udało się zrobić filmik z latającym motylem.  Nie ma dziś słońca, jest pochmurno, momentami pada deszcz. Słońce pojawia się tylko na krótko na zakończenie polowej Mszy św. w dolinie, która odprawialiśmy przy małej kapliczce św. Marcina

Zwiedzamy jeszcze dzisiaj krótko miasteczko Valle de Bravo. Założone w 1638 przez Hiszpanów i nazwane przez nich Valle de San Francesco ( Dolina św. Franciszka). Po czasach kolonialnych przydomek Bravo to imię bohatera z czasów rewolucji. Po rewolucji w XIX wieku, która miała antykościelny charakter,  zaczęto zmieniać nazwy kojarzące się z religią i Kościołem. Odebrano Kościołowi dobra materialne i wprowadzono ścisły rozdział Kościoła od państwa. Jeszcze przed pielgrzymką Jana Pawła II w 1979 roku księża nie mogli się pokazywań na ulicy w koloratkach. Kościół w Meksyku nie może prowadzić szkół, szpitali, uniwersytetów itd. Na terenach należących do Państwa nie można sprawować Mszy św. Miejscowość Valle de Bravo  jest tym dla Meksyku czym Woodstock dla USA – miejsce narodzin ruchu hipisowskiego. Utworzono przez tamę sztuczne jezioro Aucahatlan (druga nazwa de Bravo) zostało utworzone nie z jakiejś jednej rzeki, ale chodziło o zebranie w jednym miejscu wód, które spływają z pobliskich gór. Jest to swego rodzaju zbiornik na „deszczówkę” czyli słodką wodę dla miasta-aglomeracji Meksyk. Nie rozwiązał wszystkich problemów z brakiem wody, ale sprawił, że Valle de Bravo stało się miejscowością turystyczną, miejscem festiwalu, przez jakiś czas słynnych wyścigów samochodowych. W drodze powrotnej do hotelu w mieście Meksyk słuchamy bardzo interesującego wykładu o Aztekach, Cortesie i podbijaniu Meksyku.